Gość | Temat: udaję że coś zrobiłem Sro Wrz 25, 2019 4:39 pm | |
| POSZUKUJĄCY Alasdair Allencourt Wizerunek 17 lat 09.12.2001 Oneiric, Szkocja "kasjer" | Niewielu ludzi doświadczyło plastyczności rzeczywistości, tej eerycznej miękkości kształtów, emocji i wspomnień, tak dogłębnie, jak doświadczył jej on. Lata latami dryfował oto przez ten bezład dziwacznie odległej codzienności, przez odrętwiałe życie, które przesuwało mu się przed oczami mechanicznie, niby pokaz slajdów.
Z przeszłości zasnutej mgłą opioidowego haju wybitnie pamięta jeno chrzęst kości, pospołu gradu i metalu słonego jak krew. Szedł wtedy przez Waidik Yard, wracał właściwie, lecz nie lza nikomu powiedzieć skąd i dlaczego. W potężnym deszczu, w mroźnej nawałnicy, kroczył popękanym chodnikiem, czarny kaptur naciągając na głowę obiema dłońmi. Jego ciemna sylwetka ginęła za strugami deszczu w mroku zarośniętego pobocza - być może to właśnie zaważyło na jego przyszłości, być może były to umiejętności bądź stan kierowcy. Klasyczny hit-and-run, pewnie sczezłby tam w kałuży własnej juchy wmieszanej w rzadkie błoto, gdyby komórka wyładowała mu się o pół godziny wcześniej. Lecz w tej mętnocie adrenalinowego szoku, w tym absolutnym odrealnieniu, zarejestrował jeszcze ciepłe dłonie matki (matki?) przeszukujące mu kieszenie. Tragikomiczny akcent zaraz przed osunięciem się w ciemność, ah!, jakby ona doskonale wiedziała gdzie i po co z domu wyszedł. Jakby nie było ucieczki, nawet złudzenie prywatności prysnęło.
W szpitalu spędził miesiące, minuty, godziny, lata?... czas spędził, legion koszmarnych nocy. Poznał wtedy wiele nowych prawd, odsłonił wtedy wiele nowych kurtyn, leczli początek to był - mary upojone bólem nabierały wymiaru transcendentalnej grozy i nihilistycznej beznadziei, która wrąbała mu w gnaty świadomość trywialności, drobnoty jego egzystencji. Zrastające się kości, kolejne sznyty i zniekształcone mięśnie udowodniły mu, jak obrzydliwa jest natura i jak przypadkowe jest zdarzenie się ludzi, ot misternie zlepionych biopolimerów białka w tym bezmyślnym, chaotycznym wszechświecie.
Bo jakże inaczej zrozumieć miał absurd dysonansu między kunsztownością umysłu a kruchością ciała? Podówczas nawet nie miał słów, by to wyrazić, by pomówić z kimkolwiek. Wiedział tylko, że kilka kroków, że kilka ruchów wystarczy, by zwalić tę świątynię psyche, budowaną przez naście lat na fundamentach spróchniałego drewna. To było tak nierzeczywiste i tak wszechobecne a nieuniknione, że ciągnęło do siebie jego myśli z natarczywością języka raz po raz penetrującego wykrot po straconym zębie.
Kilka miesięcy po wypadku rozpoczął rehabilitację w Thurso. Dojazdy do kliniki Dunbar dominowały jego czas wolny od nauki, jednakże nie w tak przytłaczającym stopniu jak kompulsywne zachowania, którymi bezwiednie starał się uciszać lęki. Pozbawiony możliwości chodzenia, większość jego natręctw koncentrowała się na wyrywaniu sobie włosów, skubania i rozdrapywania skóry do krwi oraz emitowania ambientu bezsensownego słowotoku.
|
Moje położenie - na orbicie wokół pustki Jakbym był próżnią, a nie był wewnątrz próżni |
|