Wymiar marzeń był.. skromny. Miał w sobie wiele naturalnej piękności, to fakt, ale kwieciste łąki, malownicze strumienie czy huśtawki z opon nigdy nie zgadzały się specjalnie z aspektem Dumy. Na początku swojej egzystencji identyfikował się najbardziej z wyłożonymi futrami upolowanych bestii łożami. Potem przyszły przyzdabiane złotem i sztuką sale z polerowanego kamienia. Teraz natomiast było nieco więcej miejsc które mógł identyfikować z „domem”, ale nadal żadne nie odzwierciedlało się w tym małym kawałku stworzenia. Próżno szukać wysokich apartamentów z widokiem na wielkie metropolie, posiadłości z których słychać szum oceanu czy pałaców prezydenckich. Jego aspektem zawsze były triumfy ludzkości, a miejsce w którym jeszcze do niedawna więziła go jego natura było boleśnie pozbawione efektów jakichkolwiek sukcesów. Marzenia nie rywalizowały ze sobą otwarcie, co najwyżej czasami przechwalając się tym ile snów które nawiedziło. Nie było jednak prawdziwych triumfów bez prawdziwych starć. Bez nich natomiast nie było posągów dla zwycięzców, nie było sal balowych w których świętowało się sukcesy. Nie było cudów architektury i geniuszy którzy je budowali.
Stąd pozostawało mu siedzenie na czymś, co świadczyło o tym, jakoby kiedyś było tu coś, co mogło być powodem do dumy. Ruiny czegoś większego, których nawet on nie pamiętał. Zawsze tu były? Czy może pojawiły się kiedy koncept budownictwa narodził się w ludzkich głowach. Czy to miejsce wpływało na świat zewnętrzny czy odwrotnie. Od niedawna Duma miewał takie myśli, nawet jeśli nie wiedział do końca co miał z nimi zrobić. Wywrócenie czyjegoś świata do góry nogami miało tendencje tak działać na istoty rozumne. Zaczynały zadawać pytania ze strachu przed powtórką z rozrywki. Lub raczej w jego przypadku, z własnej chęci wywyższenia się, by takie coś więcej się mu nie przytrafiło. W końcu nie był zdolny do strachu. To było coś, z czym identyfikowały się koszmary. Słabość. Coś niegodnego Aspektu Dumy. Prawie tak odwrotne jego egzystencji jak sama porażka.
Tak więc sobie siedział, jak zwykle dumny i pewny swojej wielkości, nawet, kiedy wszystkie światy trzęsły się pod presją zmian. Wzrośnie ponad nie, ale najpierw musiał wymyślić jak to zrobić i to właśnie robił. W swojej ludzkiej postaci, siedząc na jednym z wystających z ruin kamieni w pozycji uwiecznionego w rzeźbie myśliciela. Ludzki świat dał mu wiele nowych myśli, acz te bardzo szybko się rozpływały. Już większość z nich zapomniał i teraz starał się je sobie przypomnieć.