| | |
Autor | Biblioteka |
---|
Oneiric | Temat: Biblioteka Wto Sie 06, 2019 9:29 am | |
| Biblioteka Zaledwie kilka lat temu biblioteka przeniosła się ze starego, niewielkiego budynku który już nie mógł pomieścić jej zbiorów do nowego, o wiele bardziej przestronnego i nowoczesnego miejsca. Połączona razem z czytelnią posiada krzesła i stoły, gdzie można usiąść i od razu zacząć czytać, a duże okna na całą ścianę sprawiają, że naturalne światło jest praktycznie zawsze dostępne. Otwarta jest zazwyczaj aż do godziny ósmej wieczorem i tylko w soboty czas pracy biblioteki jest skrócony zaledwie do czwartej po południu.
|
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 23, 2019 2:51 pm | |
| Oneiric spowijała depresyjna aura. Dominującą barwą były odcienie szarości, kwiatów kwitło coraz mniej, a słońce coraz częściej zasłaniały gęste chmury. Padało. I to często i za każdym razem trzeba było pamiętać o wycieraniu butów, przed wejściem do domu, czy kawiarni, bo inaczej potem spędzało się czas na szorowaniu podłogi. W jaki sposób Szkoci byli do tego przyzwyczajeni? Czy wszyscy nałogowo łykali witaminę D i zapijali smutki whiskey, nie mogąc wytrzymać w miejscu, w którym dane jest im żyć? Czy marzyli w zaciszu domowym o słońcu Meksyku? Kiedy Kessila zakrywała szalikiem piekące od wiatru policzki nie mogła się nadziwić, że ktoś może się do takich warunków przyzwyczaić... Że ona też już się przyzwyczajała i uwielbiała poranne spacery ze skokami przez kałuże. Miało to swój eskapistyczny urok, który pewnie tylko ona rozumiała w ten sposób. Musiała tylko pamiętać, by skrywać przyzwyczajoną do upałów skórę pod kilkoma warstwami materiałów. Najlepiej kolorowych. A gdy jest zbyt zimno chować się we wspaniale ciepłych i jasnych wnętrzach i uciekać w inne światy, np. biblioteki.
Kess rozejrzała się ukradkiem, czy nikt na nią nie patrzy, po czym sięgnęła do kieszeni spodni i bardzo ostrożnie wyjęła stamtąd kawałek czekolady owinięty w papierek. Musiała go bardzo mocno przycisnąć do siebie, by przy odwijaniu nie zaszeleścił zbyt mocno. Udało się i po chwili słodycz rozpuszczała się już na jej języku. Podniosła znowu oczy i wówczas dostrzegła, że chłopak z naprzeciwka zaprzestał lektury i spogląda na nią powstrzymując śmiech. Meksykanka wzruszyła ramionami, przyjęła nonszalancką pozę i powróciła do czytania "Księgi Proroctw Tysiąclecia": "Teraz, w wyznaczonym czasie wąż Midgard [który w wierzeniach skandynawskich obejmuje ciałem Ziemię i morza] wije się w ogromnym gniewie." Kessila przełknęła ślinę. Czy to musiał być wąż? Czy naprawdę dzięki niemu znany nam świat trzymał się w ryzach, a jednocześnie tak łatwo mógł ulec zniszczeniu? Wystarczyło go rozgniewać... Dlaczego się rozgniewał? Meksykanka przewertowała kilka stron, ale nie znalazła satysfakcjonujących odpowiedzi. Być może dlatego, że piekły ją oczy, a w tym stanie ciężko cokolwiek odnaleźć. Będzie musiała napić się mocnej kawy, kiedy już dotrze do kawiarni. Może Czarnej Magii? Ale dzisiaj miała przyjść dopiero na godzinę 10, a była dopiero 8.30. Miała więc jeszcze dużo czasu, który postanowiła spędzić w bibliotece. Wczoraj postanowiła bowiem, że będzie wstawać wcześniej i pożytkować czas bardziej wartościowo, niż na spaniu. Ale to chyba był kiepski pomysł, bo gdy wstała i zagłębiła się między regały w poszukiwaniu Eddy Starszej i Młodszej, z trudem powstrzymywała ziewanie raz po razie. A gdy już wróciła nie minęło wiele czasu, gdy wertując strony w poszukiwaniu czegoś na temat WĘŻA oczy powieki opadły jej nie wiadomo kiedy, a ona osunęła się na stolik z rozkoszą wtulając w objęcia Nyks. |
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 23, 2019 3:42 pm | |
| Jeśli myślała, że objęcia te będą ciepłe i przyjemne, to drastycznie się pomyliła. Zamiast na boginię snów i nocy trafiła bowiem prosto w objęcia Lythii. A ta nie była ani ciepła, ani przyjemna.
Gdy tylko głowa dziewczyny osunęła się na blat, Koszmar spłynął na nią, zabierając ją prosto do swojego wymiaru. Za chwilę nie miała już być w bibliotece, tylko zupełnie gdzie indziej.
Najprzyjemniejszą częścią roboty Lythii było wnikanie prosto w najczarniejsze miejsca w głowach ludzi, których zachciało jej się akurat dręczyć. Poznawanie ich najgorszych lęków, a potem wyciąganie ich na wierzch. Ciemne i zaniedbane kąty w umysłach ludzi były tym, co interesowało ją najbardziej. Także i teraz pochyliła się nad wspomnieniami Kessili; nad jej pragnieniami. Gdyby była w materialnej formie, uśmiechnęłaby się pod nosem, znalazła bowiem coś, co jej odpowiadało - pragnienie, którego Kess nie mogła spełnić, jeśli chciała prowadzić uczciwe życie porządnej obywatelki. Ale sen nie był życiem i Lythia była pewna, że Kessila chętnie skorzysta z tej okazji. Wciągnęła ją więc w swoją wizję, jak w misternie utkaną pajęczynę.
- Nie, nie dam panu zniżki na ten szal. I nie obchodzi mnie historia pana rodziny, proszę mi nie zawracać głowy. - Ale moja żona ma urodziny! Przecież to jest zdzierstwo, żeby kawałek szmaty był taki drogi! - Za jakość się płaci. Nie moja wina, że to nie na pana kieszeń - odparł sprzedawca znudzonym tonem, nie przestając żuć gumy. Jego twarz nie wyrażała kompletnie niczego, w przeciwieństwie do twarzy klienta, którą wykrzywiała złość. - Bezczelność! - sapnął przez zaciśnięte zęby, a potem odwrócił się i wyszedł ze sklepu, prawie potrącając Kessilę po drodze. Drzwi trzasnęły, a sprzedawca westchnął ciężko i wywrócił oczami. - Skaranie boskie - mruknął do siebie, a następnie poklepał się po kieszeniach, jakby czegoś szukał. W końcu wyjął paczkę papierosów i zniknął za drzwiami dla personelu. W ten oto sposób sklep stał się pusty, jeśli nie liczyć jednej osoby, którą była Kessila.
To był ten dzień. Wspomnienie było jak żywe. To był dzień, w którym próbowała ukraść szal, ale tym razem miało jej się udać; tym razem nikogo nie było między półkami i wieszakami.
Nikogo, prócz Lythii, której nie dało się jednak rozpoznać, bowiem leżała spokojnie na ladzie w postaci najpiękniejszego kawałka materiału, jaki Kess kiedykolwiek widziała. Zdawał się ją wzywać i kusić. Oplątywał ją niewidzialnymi nitkami, przyciągał, wręcz zdawał się szeptać. Przydałby się nowy szal, jeśli chcesz wyjechać do Szkocji, zdawał się mówić. Musisz jakoś wyglądać. Szkoda, że cię nie stać. Wstyd. Ale umiesz kraść, prawda? Robiłaś to już nie raz.
Z głośników cały czas leciała ta sama, zapętlona piosenka.
Ostatnio zmieniony przez Lythia dnia Pon Wrz 30, 2019 11:42 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 23, 2019 7:11 pm | |
| Tego dnia cała była w nerwach. Nie wiedziała czemu, choć później myślała, że chyba jej ciało przeczuwało to, co nadejdzie. Wyszła na miasto, to chyba było jeszcze w Guadalajara. Właściwie nie pamiętała niczego z dnia przed tym wydarzeniem. Z pewnością jednak było gorąco, bardziej niż zazwyczaj. Z ulgą więc weszła do klimatyzowanego sklepu odzieżowego. Był przestronny, ale wieszaków z ubraniami było na tyle dużo, że z łatwością można było się schować w kolorowej kąpieli bawełny, aksamitu, jedwabiu i zamszu. Kessila miała wrażenie, że znalazła się w skrzyni z królewskimi skarbami. Może rzeczywiście tam była? Ale czy w takim miejscu rolę strażników pełniłyby dwa razy większe od twojej zdjęcia idealnych buziek modelek? Ich obojętne spojrzenia i sztuczne uśmiechy przypominały o istnieniu sumienia. W pustym spojrzeniu kryła się ocena. Z tego też powodu Meksykanka tylko przeglądała ubrania i dodatki, skupiając się na poszukiwaniu cieplejszej narzuty. Jej opuszki palców przemykały po powierzchni co drugiej bluzki i chusty, badając fakturę, tak jak motyl muska kwiaty poszukując najsmaczniejszego nektaru. Nawet nie patrzyła na ceny. Znała je już na pamięć i wiedziała, że w obecnej sytuacji nie może sobie na nic nowego pozwolić. Stała akurat przy stojaku z biżuterią, planując, że kupi srebrną spiralę z czerwonym kryształem na swoje urodziny. Czyli za miesiąc. Dostanie wtedy trochę pieniędzy od rodziny na zbytek. Klient, który sprowadził ją z powrotem na ziemię był wyjątkowo uciążliwy. Słuchając jednak jego argumentów za bardzo rozumiała co to znaczy nie mieć wystarczającej ilości pieniędzy. Tylko że ona nigdy nie posunęłaby się do tak głośnej manifestacji tego faktu. Kątem oka obserwowała całe zdarzenie, zbliżając się niepozornie do kasy, by móc zobaczyć o co tyle szumu. I zobaczyła. Znalazła się na tyle blisko, akurat, gdy awanturnik trzaskał drzwiami wyjściowymi. Dziewczyna przeniosła spojrzenie na sprzedawcę - wyglądał jakby to nie było jego pierwsze starcie z trudnym klientem. Sam zresztą też do najmilszych nie należał. Nawet na nią nie spojrzał. W nerwach wyszedł na zaplecze, by zapalić papierosa. A obiekt kłótni pozostał samotny na ladzie. Był piękny. Szeroki i aksamitny, ale z jakiegoś powodu Meksykance wydawało się, że będzie idealny na chłodne dni w Szkocji. (Nie miała pojęcia czemu akurat wtedy myślała o tym kraju.) Kolorem pasowałby idealnie do jej ciemnej skóry, była to bowiem głęboka, krwista czerwień, którą znaczyły azteckie czarne wzory - miała wrażenie, że ruszają się, kiedy przechyla głowę. Proste i piękne, takie jakie lubiła. Nawet nie zorientowała się kiedy znalazła się na tyle blisko, by móc zbadać fakturę materiału. Ślizgał się pomiędzy palcami. I wtedy zrozumiała. To jej szansa. Wszystko ułożyło się wprost idealnie. Jeśli czegoś chce, to musi to sobie wziąć, nie będzie oszczędzała na jedzeniu żeby sobie kupić coś ładnego. I potrzebnego! Tak, na pewno bardzo tego potrzebowała. Jeden ruch i szal zsunął się wprost do jej torebki, a dziewczyna nie oglądając się za siebie szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom wyjściowym. Jeszcze tylko kilka kroków... |
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 23, 2019 9:20 pm | |
| Wszystko szło zgodnie z planem. Pokusa była nie do odparcia. Piękny szal znalazł się w torebce, Kess ruszyła w stronę wyjścia - jednym słowem, wszystko miało się udać, zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości. A raczej udałoby się, gdyby to był dobry sen. Ale to był koszmar.
Gdy tylko Kessila pchnęła drzwi, by je otworzyć, zrozumiała, że są zamknięte. Dokładnie w tym samym momencie muzyka raptownie się urwała, a lampa u sufitu pękła i z hukiem roztrzaskała się o podłogę, pokrywając ją odłamkami i pogrążając sklep w ciemności.
Bo jednak nie wszystko było tak, jak Kessila zapamiętała z tamtego dnia. Tamten sklep na pewno miał okna. Ten - nie. Ten był jakimś zakrzywionym rodzajem sklepu i im dłużej by się przyglądała, tym więcej zobaczyłaby rzeczy, z którymi było coś nie tak.
Nagle zapaliły się czerwone lampy awaryjne, nadając całemu pomieszczeniu upiorny, krwawy odcień; wieszaki z ubraniami rzucały długie cienie. Wszystkie blade manekiny, które stały wzdłuż ścian w fantazyjnych pozach, miały na rękach łańcuchy, które zwisały aż do podłogi i kołysały się lekko, jakby ktoś dopiero przed chwilą je tam zawiesił; każdy manekin był teraz zwrócony w stronę Kess, i mimo że żaden nie miał twarzy, każdy zdawał się patrzeć prosto na nią.
Dopiero teraz Lythia poczuła się, jak u siebie. Bo oto tworzyła wizję, w której trzymała już Kessilę jak w więzieniu, nie dając jej wyjść; wszystkie drzwi były zamknięte, nie było ucieczki. Napawała się tym delikatnym uczuciem grozy, jakie pojawiało się stopniowo w ciemnych, niepokojących miejscach, gdzie rzeczywistość zakrzywiała się i kpiła ze wszelkiej logiki - gdzie wszystko było pod jej kontrolą.
Głośniki zatrzeszczały. Po chwili cały sklep wypełnił dudniący, dziwnie zmodulowany głos, który brzmiał jak kilka różnych głosów, nałożonych na siebie:
- UWAGA. ZŁODZIEJ. ZŁODZIEJ.
Głos unosił się i opadał, co chwila przerywany przez trzaski i szumy. Mówił nienaturalnie powoli.
- WIEMY, CO ZROBIŁAŚ. JUŻ STĄD NIE WYJDZIESZ. PRZYZNAJ SIĘ. POKAŻ, CO MASZ W TOREBCE.
Ostatnio zmieniony przez Lythia dnia Pon Wrz 30, 2019 11:42 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Wto Wrz 24, 2019 1:41 pm | |
| Było już tak blisko. Ostatni krok, klamka, szarpnięcie w dół i... Nic. Zamknięte. Wtedy też dopadło ją piekło. O tym, że wcześniej grała muzyka, zdała sobie sprawę dopiero, gdy ucichła. Niemal było słychać syczenie prądu. Może by go nawet usłyszała, ale wówczas rozległ się huk. Kess podskoczyła i odwróciła się w jednej chwili. W ciemności, która zapanowała nie mogła zobaczyć co się stało. Zupełnie jakby oślepła. Zrozumiała jednak, że nie tak powinno być. W tym sklepie nigdy nie było ciemno... To nie był... Wszystko było jakieś inne. Serce rozdarło się w jej klatce piersiowej, galopowało jak szalone. A potem pojawiły się światła. Pulsowały czerwienią jak krew w żyłach, która teraz napływała jej zapewne do mózgu. Zdała sobie sprawę, że wszystkie manekiny zwrócone są w jej stronę. Głośnik zatrzeszczał a potem rozbrzmiał głosem demonów. Była osaczona, obnażona z tajemnicy, przyłapana na gorącym uczynku. Była sądzona. I wiedziała, że nic jej nie pomoże, bo naprawdę była winna. Czuła jakby zmniejszała się coraz bardziej i pragnęła robić to dalej, póki nie zniknie. Ale jej ciało jak na złość pozostawało jednocześnie widoczne i promieniało ogniem. Ze strachu nie mogła się ruszyć. Wtedy dopiero dotarło do niej, co mówi głos. Szal. Oh, to wszystko przez niego. I przez jej pychę i chciwość. Nadludzkim wysiłkiem otworzyła torebkę. Wydawało jej się, że jest w niej gorąco jakby w środku nosiła żar. A on tam był. Piękny, delikatny, kuszący. Jej. Czy naprawdę musiała go oddawać? Zareagowała nie tak, jak mogłaby to zrobić, gdyby sklep był normalny. Z jakiegoś powodu jej tok myślenia zmienił się na bardziej głębszy, jej świadomość docierała do podświadomości, która po linii kontaktu przesyłała impulsy do działania. A może to po prostu działanie szala? Jej zdobyczy. Nie mogła jej przecież teraz tak po prostu wypuścić. Skoro i tak już wszystko stracone to może jeszcze próbować. Kess rzuciła się w bok. W stronę lady, gdzie drzwi prowadziły na zaplecze. To było jedyne alternatywne wyjście jakie pamiętała. Po drodze wpadła na stojak z biżuterią. Czy aby na pewno był tu wcześniej? Kątem oka dostrzegła wisior, który zamierzała sobie kupić. Miała ochotę zatrzymać się i wziąć jeszcze go, ale to by oznaczało zwłokę. Ważniejsze było to, co już miała. Wyminęła więc wieszak i skoczyła za ladę, strącając z niej radosne główki kotków umocowane na gumkach do włosów i spinkach. Schowała się za nią kucając. Potem spojrzeniem namierzyła drzwi, do których dążyła. Uda jej się. Wstanie na trzy i wyjdzie. Raz, dwa, trzy...
|
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Sro Wrz 25, 2019 12:47 pm | |
| Tego Lythia się nie spodziewała.
Gdy zaglądała wcześniej w głowę dziewczyny, i znalazła to wspomnienie, wyczuwała, jak wielki wiąże się z nim wstyd. Widziała, jak bardzo było ukryte przed innymi, wiedziała, że Kessila nikomu o swoich kradzieżach nie mówiła. Z tego powodu Lythia była pewna, że pod wpływem sądów i oskarżeń płynących z głośników, dziewczyna ugnie się i wystraszy. Przyzna do winy i się podda. Ale stało się coś lepszego.
Kessila nie dość, że się nie poddała, to jeszcze postanowiła walczyć. Gdyby Lythia była teraz w ludzkiej formie, zapewne wyszczerzyłaby zęby w krzywym uśmiechu; podobało jej się to, podobało jej się, że obudziła w niej jakiś prawdziwy instynkt, jakąś wolę walki - że Kess stawiała opór. I to wszystko dla niej! A raczej dla szala, którym aktualnie była, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Lythia nie miała na razie zamiaru się ujawniać. Jeszcze nie. Wprawdzie była krańcowo impulsywna i działała bardzo chaotycznie, ale jakiś zmysł dramaturgii miała, i wiedziała, że jeszcze nie czas. Że może namieszać jej w głowie jeszcze bardziej. Z zadowoleniem patrzyła, jak Kess zaczyna uciekać, jak w dzikim pędzie przeskakuje ladę i rzuca się do drzwi. Oczywiście, były zamknięte, ale Lythia w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Próby walki trzeba było nagradzać. To, że Kessila się nie poddała, bardzo przypadło jej do gustu, więc zamek szczęknął, drzwi ustąpiły, i Kess wypadła na zewnątrz.
I w tym właśnie momencie Lythia przypomniała sobie, że planowanie nie jest jej mocną stroną. Nie spodziewała się, że dziewczyna spróbuje uciec ze sklepu. Owszem, dała jej to zrobić, ale nie stworzyła wizji poza sklepem. Miejsce, w którym znalazła się Kessila, było puste.
Drzwi za jej plecami już nie było. Znalazła się nagle na ogromnej przestrzeni, rozciągającej się w każdą stronę, jak okiem sięgnąć. Przypominało to ogromne pole, albo bezkres pełnego morza, tylko że kompletnie nieruchomego i ciemnoszarego. To był pył. Wyglądał, jak powierzchnia jakiejś mocno zakurzonej planety, tylko że nigdzie nie było widać gwiazd - tylko ciemność, czarną jak atrament. Powietrze stało w miejscu; nic się nie poruszało, cisza dzwoniła w uszach.
To było przeciwieństwo uwięzienia. Przestrzeń była otwarta i rozciągała się w każdą stronę, ale mimo to była potwornie przytłaczająca. Tu można było już uciekać wszędzie, ale i tak nic by to nie dało. Nie było po prostu gdzie uciec, i to z jakiegoś powodu było jeszcze bardziej przerażające, niż mała, zamknięta przestrzeń - ona przynajmniej miałaby jakiś początek i koniec.
Lythia czekała. Chciała, by Kessila w pełni pojęła grozę swojej sytuacji. A potem postanowiła zakpić z niej jeszcze raz, tym razem okrutnie. Zmieniając coś, czego Kess pragnęła, w coś, czego okropnie się bała.
W torbie dziewczyny coś się poruszyło. A potem drgnęło i zaczęło pełznąć w górę, po pasku torby, aż na rękę i ramię dziewczyny.
Lythia, pod postacią szala, nie była już szalem. Była zimnym, gładkim wężem, który owijał się teraz wokół szyi Kess; nadal czerwonym w czarne, wijące się wzory. Wiedziała, że dziewczyna boi się węży. Wiedziała, że boi się bezradności. Postanowiła więc pociągnąć za wszystkie te sznurki jednocześnie.
Owinęła się wokół niej, pysk węża był teraz tuż przed twarzą Kessili. Lythia patrzyła jej w oczy swoimi gadzimi ślepiami, w których nie było kompletnie nic.
A potem obnażyła kły i z jej gardzieli dobył się syk.
Ostatnio zmieniony przez Lythia dnia Pon Wrz 30, 2019 11:42 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Czw Wrz 26, 2019 3:00 pm | |
| Tak! Drzwi ustąpiły i dziewczyna czuła już smak zwycięstwa. Jeszcze tylko chwila i cały ten koszmar minie, a ona wyjdzie z niego bogatsza o odwagę i łup. Ale była tego pewna tylko przez sekundę. W kolejnej zrozumiała, że nie ma dla niej ratunku. Co było gorsze? Zamknięta przestrzeń pełna złowrogich istnień, czy niekończąca się przestrzeń, w której nie ma absolutnie nic, nawet nadziei? Kess rozejrzała się dookoła w panice. Chciała wracać, ale drzwi zniknęły i nie było już żadnej drogi donikąd. Nic, nic, nic. Zadarła głowę do góry - czy to co zobaczyła było już czymś? Ciemna, przytłaczająca szarość, wyglądająca jakby miała się zaraz zwalić na jej głowę i pochłonąć, a wtedy nie byłoby już nawet słów i jakiejkolwiek myśli. Póki co jednak zostawało jej trwanie. - Hej! - krzyknęła, jakby łudząc się, że to wszystko tylko się wydaje, że na pewno roi się tutaj od życia. Zaczęła iść. Stawiała kroki powoli, ostrożnie jakby podłoże przypominające pył miało w każdej chwili ją wciągnąć. Niestety miała wrażenie, że nie posuwa się do przodu ani odrobinę, bo nie miała w otoczeniu żadnego punktu odniesienia. Jej nogi poruszały się coraz szybciej, w końcu zaczęła biec. Ale to też nic nie dało, wszystko wciąż było takie same. Aż w końcu stanęła, czując jak dopada ją beznadzieja, poczucie bezradności tak potężne, że mogłoby na moment zatrzymać jej serce. Co miała zrobić? Raptem do głowy przyszła jej myśl: co jeżeli to sąd albo kara? Może musi coś udowodnić lub przyznać się w pełni do winy, by zmienić swoje położenie? Nim jednak zdążyła podjąć jakiekolwiek decyzje, odkryła, że naprawdę nie jest sama. A dowiedziała się o tym w najgorszy z możliwych sposobów - przez najbliższe zetknięcie ze swoją fobią. Wtedy działał już instynkt i nie myślała zupełnie czy to co robiła było rozsądne, ale chwyciła węża na swojej szyi i zaczęła go ciągnąć. Ku jej przerażeniu odkryła jednak, że nie odciąga obślizgłego cielska z dala od swojej skóry, lecz to zaciska się na niej jeszcze mocniej. Poczuła, że to ten moment. To jej koniec i chwytała się życia jak tylko mogła. Ale wtedy na domiar złego wąż zawisł tuż przed jej twarzą i ukazał się w całej najstraszniejszej okazałości. Kess pomyślała, że syk ten to dźwięk odcinanego od ciała życia. Pisnęła jak dziecko, zalała się łzami. Torebka już dawno leżała gdzieś daleko, a ona ostatni raz spróbowała szarpnąć cielskiem węża. Znów poczuła jak się zaciska - krzyknęła i wywróciła się prosto na plecy. Wtedy znieruchomiała, rozumiejąc, że jedyną szansą jest spokój. Nie mogła nic innego zrobić. - Czego chcesz? - jęknęła przez łzy. - Dlaczego tak się nade mną znęcasz? Proszę skończ. Co mam zrobić? Przyznaję się do winy!
Ostatnio zmieniony przez Kessila Luevano dnia Pon Wrz 30, 2019 8:41 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Sob Wrz 28, 2019 7:57 pm | |
| Gdy zobaczyła przerażenie w oczach Kess, wiedziała, że to już ten moment - że dziewczyna została złamana, trafiona i zatopiona. Panika potrafiła oblepiać ludzi bardzo szczelnie i ciągnąć ich w dół z niezwykłym impetem. Tym razem dosłownie - Kessila upadła na ziemię, a Lythia wraz z nią, wciąż owinięta wokół niej, unieruchamiając ją zupełnie.
Pewnie normalnie dziewczyna nie byłaby w stanie oddychać ani mówić, tak mocno ściśnięta przez jadowitego węża, ale na szczęście to był sen. Mimo to, Lythia nie szykowała się na rozmowę; upajała się strachem dziewczyny i tym, że miała ją w garści. W zasadzie mogła już kończyć to przedstawienie, i po prostu przegryźć jej tętnicę, albo jakąś inną, ludzką część krwioobiegu, podatną na zranienia - w końcu co to był za koszmar bez odrobiny czerwieni? - ale wtedy dziewczyna się odezwała.
Gdyby Lythia miała jakieś serce, może i by ją to ruszyło, ale niestety - jej się to po prostu podobało. Nie było żadnej szansy na litość, błagania dziewczyny tylko wydłużyły sen, bowiem Lythia postanowiła zrzucić skórę węża i odpowiedzieć.
Uścisk zelżał, powietrze wokół Kess zgęstniało, i raptem zamiast kłów gada miała nad sobą ciemne, dzikie oczy Lythii i potargane kosmyki jej czarnych włosów. Wpatrywała się w Kessilę, a spojrzenie to było ciężkie i nieustępliwe, podobnie jak jej dłonie, które teraz przygwoździły Kess do ziemi.
- No, no, no - mruknęła Lythia, kręcąc głową z udawanym politowaniem. - Przyznajesz się do winy? Jestem rozczarowana. Tak dobrze ci szło.
Zbliżyła się o kolejne kilka centymetrów do twarzy Kessili, wisiała nad nią jak zły duch.
- Przez chwilę byłaś nieugięta. I byłaś gotowa walczyć. Masz w sobie coś groźnego - wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu - ale kompletnie z tego nie korzystasz.
Zamilkła na chwilę. Mierzyła dziewczynę spojrzeniem, przewiercała ją na wylot. Jako Koszmar znała praktycznie wszystkie jej sekrety; widziała jej gniew, poupychany na dnie świadomości, widziała jej kradzieże, i to, jak czasem miała ochotę uwolnić tę przemoc, która gdzieś w niej drzemała. Wiedziała, że boi się też braku kontroli - tym mocniej przyciskała ją do ziemi, trzymając w potrzasku. W dziewczynie był pewien rodzaj ognia, który jawił się Lythii jako nierozwinięty potencjał - jak odległy grzmot, cichy i stłumiony, ale zapowiadający brutalną burzę.
- Czemu się temu nie poddasz, Kessilo Luevano? - Lythia pochyliła się jeszcze bardziej; teraz już niemal szeptała. - Czemu po prostu nie staniesz się zła? |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 30, 2019 12:24 pm | |
| Znowu była słaba. Leżała w pyle swoich ambicji, które zaprzepaściła przez brak kontroli. Zabrał jej on odwagę, bo wciąż miała słabości - ten paniczny lęk przed wężami. Łatwo było ją pokonać a ostatni brawurowy czyn nic nie znaczył w tym świetle. Po prostu była słaba i teraz to rozumiała. Wąż oplatał jej ciało, a ona łkała do niego, jakby to była ostatnia jej szansa - że drapieżnik, to zwierzę ją zrozumie. Ile demonów się teraz z niej śmiało? Raptem okazało się, że tylko jeden. Miał, a właściwie MIAŁA czarne włosy, których kosmyki łaskotały jej twarz. Niemniej Kess miała wrażenie, że zaraz zamienią się w węże, a ona z delikatnego drżenia przejdzie w skowyt bólu, gdy kły zanurzą się w każdej części jej ciała. Miała też ciężkie, kościste dłonie, których paznokcie wbijały jej się teraz w skórę. Nie mogła się ruszyć, nie miała absolutnie żadnej władzy. Była pokonana i zrozpaczona, miała wrażenie, że ze strachu zaraz eksploduje. Ale wtedy odważyła się spojrzeć w wielkie i ciemne oczy wiszącego nad nią koszmaru; usłyszała pierwsze słowo, a wtedy nagle wszystko się zmieniło. Rozluźniła mięśnie, choć wciąż była przerażona. Ale udało jej się z tym faktem pogodzić, jakby z tymi uczuciami miała spędzić już wieczność - upokarzana, szkalowana, ale przynajmniej pewna, że tak już będzie zawsze. Być może gdyby wciąż widziała węża wszystko jawiłoby się inaczej, lecz teraz ucisk na jej ciele stał się wręcz rozkoszny, pragnęła go, bo nie musiała mieć juz żadnej kontroli. Adrenalina zaś sprawiała, że czuła się jakby właśnie pozwoliła sobie na przemoc. A więc wąż ją zrozumiał. A ona jego. - Chcesz dowiedzieć się dlaczego nie jestem zła? Spróbuj żyć jak człowiek, to może zrozumiesz. Zapewne w rzeczywistości nie byłaby w stanie wydusić z siebie słowa, nie traktowałaby kobiety jako nie-człowieka a tym bardziej nie próbowałaby ostatni raz odzyskać przewagi, choć wcale nie liczyła na wygraną. Ale to był sen i tutaj zachowywała się trochę inaczej. Jakimś cudem uwolniła prawą rękę i spróbowała złapać włosy kobiety nad nią, by potem szarpnąć w bok z całej siły. Jeśli jednak jej się nie udało nie pozwoliła sobie na nic więcej i po prostu czekała na koniec tego koszmaru. |
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Pon Wrz 30, 2019 9:04 pm | |
| Raptem w dziewczynie coś się zmieniło. Czyżby słowa Lythii rzeczywiście coś ruszyły, jakąś strunę głęboko w środku?
Z niedowierzaniem zarejestrowała, że Kess rozluźniła się, więc i ona poluźniła trochę swój uścisk. Coś zawisło w powietrzu, coś dziwnego czaiło się w oczach dziewczyny, ale Lythia nie była w stanie tego rozpoznać, emocje wciąż stanowiły dla niej zagadkę. Czuła tylko, że coś się właśnie zmieniało.
I nagle już wiedziała, co. Dziewczyna się poddała, ale w tej utracie kontroli była wolność, bo Kess nie miała już nic do stracenia. Była pokonana, przyparta do muru - a konkretniej do ziemi, gdzieś na środku kompletnego pustkowia. Przyjmowała swój los, nie wyglądała już na tak bezradną, jak przed chwilą. Paradoksalnie właśnie tym rzucała teraz Lythii wyzwanie.
I to jej się podobało.
Jej usta wykrzywił uśmiech, w oczach pojawiło się coś na kształt ciekawości. Albo satysfakcji? Ciężko było stwierdzić. Nie wiedziała, co się działo - czemu w ogóle rozmawiała z tą dziewczyną, czemu dała jej uciec ze sklepu i pokrzyżować swoje plany? - ale to było w tym wszystkim jeszcze bardziej pociągające, bo w końcu coś się działo, coś wymykało się spod kontroli, i nie dawało się już zatrzymać.
- Żyć jak człowiek? - parsknęła. - O nie, nie jestem masochi...
I w tym momencie stało się coś, co sprawiło, że nie dość, że urwała w pół zdania, to jeszcze musiała gruntownie zrewidować swoje poglądy.
Nagle w jej włosy wplotła się ręka, a potem nastąpiło szarpnięcie i zanim Lythia się zorientowała, łupnęła ciężko o ziemię, wzbijając tuman szarego pyłu. Leżała na plecach, przez chwilę kompletnie nieruchomo, bo nie mogła pojąć, co się właśnie stało.
A kiedy wszystko do niej dotarło, zaczęła się śmiać.
Najpierw cicho, jakby jej ludzka forma nie wiedziała jeszcze do końca, jak to się robi, ale z każdą sekundą to coś w jej klatce piersiowej narastało, aż w końcu wybuchło. To nie był do końca ludzki śmiech, ale przecież nie można było tego po niej oczekiwać. To był śmiech szaleńca. Kogoś, kto nie może zrozumieć. I jest tym zachwycony.
Wpatrywała się w Kessilę, jakby zobaczyła ją po raz pierwszy. Może zresztą tak było. Czegoś takiego bowiem jeszcze nie widziała. Miała świadomość, że to dziewczyna była na jej łasce, a nie na odwrót, ale ta nagła zamiana ról wprowadziła tak wspaniały chaos, że nie miała zamiaru jej wyprowadzać z błędu. Oto okazało się, że Lythia się nie pomyliła. Kess miała w sobie to coś - wolę walki, czy może element samobójczej odwagi. Jakąś wewnętrzną siłę. Ale trzeba było iść dalej, trzeba było popchnąć ją do czegoś gorszego, sprowokować. Wydostać z niej najgorsze impulsy. Zobaczyć, do czego się posunie - sprawdzić, czy rzeczywiście ma w sobie to, co widziała teraz Lythia, czy był to tylko jakiś szalony przypadek.
- No proszę - powiedziała w końcu, bardzo cicho. - A więc jesteś pełna niespodzianek. I nie taka grzeczna, na jaką wyglądasz.
Nie śmiała się już. Uśmiech zamarł jej na ustach, w oczach było coś niebezpiecznego.
- Ale ty o tym wiesz, prawda? I nie chcesz, żeby ktoś inny się dowiedział. O tym, jaka jesteś. Co masz w środku. Ale wiesz, muszę cię zmartwić - tu urwała na chwilę, by być pewna, że Kessila łowi każde jej słowo, po czym kontynuowała - ja doskonale wiem, jaka jesteś naprawdę.
W dalszym ciągu nie spuszczała z niej wzroku. Czekała, aż Kess nie wytrzyma, aż nie będzie w stanie tego znieść. Chciała ją sprowokować, doprowadzić na skraj.
- Wiem o tobie wszystkie najgorsze rzeczy. I wykorzystuję je przeciwko tobie. Tak właściwie, to jestem twoim koszmarem. To przeze mnie tak się boisz. Przeze mnie teraz cierpisz i przypominasz sobie o wszystkim, co z tobą nie tak.
Przekrzywiła głowę. Wciąż leżała na plecach, wciąż uśmiechała się kpiąco. Pora było sprawdzić dziewczynę. Postawić przed ostatnim testem.
- Ale wiesz co, Kessilo? Mam dziś dobry humor. Pozwolę ci się odwdzięczyć. Zemścić, nawet. Widzisz, jestem przyczyną wszystkich złych rzeczy, które cię teraz spotykają. Wiesz, co powinnaś zrobić. Co chcesz zrobić, i to prawie każdego dnia, ale za bardzo się boisz.
Przeciągała ten moment w nieskończoność. Delektowała się tą niepewnością i napięciem. Niemal wyczuwała je w powietrzu, była pewna, że to, co nastąpi, powie jej o Kessili i jej prawdziwej naturze wszystko.
Lythia rozłożyła ręce i nagle spoważniała; po uśmiechu nie było ani śladu. Zostało tylko świdrujące spojrzenie i dwa słowa, które zawisły w przestrzeni.
- Uderz mnie. |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Wto Paź 01, 2019 10:27 pm | |
| Dopiero, gdy kobieta wylądowała w pyle obok i gdy szaleńczy śmiech rozbrzmiał w niekończącej się pustce, Kess zdała sobie sprawę, że atak nie zmieni jej sytuacji. Ta dziwna przestrzeń była we władaniu cirmnookiej kobiety, której śmiech wzbudzał dreszcze grozy. Oznaczało to, że cokolwiek śniąca nie zrobi - nigdy nie wygra. A jednak czuła się dobrze z faktem, że próbowała, tak jakby od tego zależała jej tożsamość. Mogła stracić wszystko, ale chciała zachować samą siebie. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało w świecie, w którym się znalazła. Czyli właściwie gdzie? Kess podźwignęła się na nogi, pozwalając by kolejne koszmarne słowa zapełniały przestrzeń. Jej włosy, ręce, kraciaste spodnie i granatową koszulę pokrywał pył. Była z siebie dumna. Czuła przyjemne mrowienie w ręce, którą zerwała z siebie napastniczkę. Wyzwoliła z siebie coś, co miała ochotę kontynuować. Nie było tu ludzi, przed którymi musiała by się ukrywać i którzy wyciągnęliby konsekwencje. A ofiary nie było jej żal. Miała serdecznie dość tej irytującej gadki, którą teraz ją uraczała. Miała dość tego, jak ponętnie wyglądała i odrażająco się zachowywała. Bała się, że w każdej chwili znów przez nią zacznie cierpieć katusze. Co jeszcze mogła mieć w zanadrzu? Słowa. Dużo, dużo słów. Większość trafiała szpilą prosto w nerw, inne dziewczyna automatycznie odpierała, jak np. fragment o tym, że nie jest taka grzeczna. Na jakiej podstawie ona to mówiła? Przecież w tej chwili wyłącznie się broniła, czy było w tym coś złego? Każdy by to zrobił. Takie były fakty, nikt nie musiał wiedzieć, co wtedy czuła. Już chciała coś powiedzieć, już miała ripostę, lecz wtedy... dowiedziała się z kim ma do czynienia. "jestem twoim koszmarem". Przed oczyma stanęły jej wszystkie jej największe lęki i słabości. Zobaczyła śmierć matki, szpony rodziny, kradzieże, napady agresji, samotność. Węże. Zobaczyła jak jej kawiarenka zostaje obrzucona kamieniami, płonie a ona i ciotka muszą uciekać. Nie miała pojęcia skąd w jej głowie pojawił się ten ostatni obraz, ale po policzkach znów spłynęły jej łzy. Nie potrafiła nad tym zapanować. Strach, smutek i beznadzieja były tutaj spotęgowane do tego stopnia, że nie sposób było ich odeprzeć. Wciąż popadała ze skrajności w skrajność. Mimo to uparcie stała wyprostowana, górując nad swoim koszmarem. Ale tylko postawą. Słowa po raz kolejny ją znokautowały. Koszmar zaproponował zemstę i tym samym znów przejął nad Kessilą kontrolę. Cokolwiek tamta nie robiła, wychodziło na korzyść koszmaru. Potem... To był już instynkt. Nie musiała czekać. Prowokacja się udała. Meksykanka rzuciła się na ciemnooką i z całej siły uderzyła pięścią w twarz. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Potem kopnęła ją w żebra i... A może skończyło się na jednym razie? Po wszystkim Kessila płakała jak dziecko, a popiół pokrywał całą jej twarz.
|
| | | LythiaKoszmar Senny
Wiek : stara jak świat Motyw : więzy
| Temat: Re: Biblioteka Sro Paź 02, 2019 12:17 am | |
| Właśnie podczas tego snu Lythia zrozumiała dwie bardzo ważne rzeczy. Pierwsza: czasem uczynienie kogoś oprawcą mogło być dla niego straszniejsze, niż uczynienie go ofiarą. Za oprawcami ciągnęły się wyrzuty sumienia i poczucie winy. Oprawcy musieli żyć z tym, co zrobili, i albo całkiem wyzbyć się swojego człowieczeństwa, albo przyznać przed sobą, że są zdolni do czynienia zła i krzywdy, i utonąć w żalu.
Druga: to, kto miał kontrolę, wcale nie było takie oczywiste. Czasami kontrolę nad sytuacją miała osoba, która właśnie leżała w pyle i miała zaraz dostać w twarz.
Lythia mówiła i mówiła, aż dojrzała łzy w oczach Kessili. Mówiła nadal, gdy ta zaciskała pięści. Słowa bolały najmocniej, prowokowały. Żadne tortury, którym mogła poddać Kess, nie równały się z tym, co ona sama mogła sobie zrobić - stracić panowanie nad sobą znowu, a potem żałować, a potem kwestionować, czy w ogóle jest dobrym człowiekiem, czy już tylko zbiorem lęków i gniewu.
Tak, to Lythia była tutaj oprawcą. Najgorsze, co mogła zrobić Kessili, to wydobyć z niej ciemną stronę. Przypomnieć jej o najgorszych rzeczach, które w niej tkwiły, a potem zostawić ją z tym samą, by musiała jakoś z tym żyć.
Całkowita cisza, bezkres szarej przestrzeni, i ciemność nad nią; i dziewczyna, która rzuciła się na nią z całym impetem wściekłej furii. Lythia uśmiechnęła się. Och, to tak ładnie wyglądałoby w filmie. Może taki film miałby nawet romantyczną ścieżkę dźwiękową. W końcu był to najbardziej osobisty kontakt z człowiekiem, jaki do tej pory miała.
Pierwszy cios i jej głowa odskoczyła na bok. Nie broniła się, ale też nie krzyczała. Spokojnie patrzyła Kessili w oczy, i to było chyba jeszcze gorsze. Drugi cios; pięść wylądowała prosto na jej uśmiechniętej twarzy, rozbijając jej wargę. Trzeci cios - coś chrupnęło i z nosa Lythii poszła krew, i była teraz wszędzie - na jej twarzy, i na rękach Kessili.
Nie liczyła już ciosów. Pozwoliła im spadać na siebie, wgniatać się w pył. Patrzyła tylko na dziewczynę, tak wściekłą i przerażoną, i pełną gniewu i smutku, i nie ruszała się, nie reagowała zupełnie na przemoc. Kompletnie bez emocji, była przeciwieństwem Kess, którą targały teraz wszystkie emocje po kolei. Lythia wiedziała już, że wygrała. Zniszczyła ją od środka. Ale była zwolenniczką tezy, że zawsze coś da się zniszczyć jeszcze bardziej, i teraz też miała w zanadrzu taki gwóźdź do trumny.
Kopniak w żebra sprawił, że wypluła całe powietrze z płuc. Chwilę potem ciosy nagle ustały, a Kessila całkiem się już rozkleiła.
Lythia odczekała kilka sekund, ale to już był koniec. Uniosła się odrobinę, wypluła krew z ust, otarła ją wierzchem dłoni z nosa. A potem uśmiechnęła się niemal czule, gdyby nie to, że zęby też miała czerwone od krwi.
- A więc taka jesteś naprawdę - powiedziała. Patrzyła na nią długo, już bez zbędnych słów. Już wszystko zostało powiedziane.
W powietrzu zawisło coś nieokreślonego, ale Lythia przecież nie miała zamiaru się zastanawiać, co to, bo nadeszła już pora na ostatni gwóźdź programu. Nagle jej twarz też zaczęła się zmieniać, zamazywać, i po chwili Kessila mogła poznać już doskonale, kto teraz przed nią leżał, pobity, wymęczony.
To była jej matka. Matka, którą w rzeczywistości uderzyła przecież tylko raz - ale ten raz ciążył jak piętno. Teraz patrzyła swoimi smutnymi oczami, brudna od pyłu, obolała.
Taka jesteś naprawdę, dźwięczało w powietrzu; a potem powietrze zaczęło drgać, załamywać się i zniekształcać. Taka jesteś naprawdę, jesteś zła, jesteś po prostu zła.
Lythia pod postacią matki również zaczęła się zniekształcać i rozpływać, jak sen, którym przecież była; dopiero teraz zaczynała odczuwać skutki utraty swojej dawnej potęgi. Coś było inaczej. Coś się w niej zmieniało, a na domiar złego czuła się, jakby to ją trochę... wyczerpało? Nadszarpnęło? Nie, to nie mogło być możliwe. Mimo to, nie ulegało wątpliwości, że ta dziewczyna była inna, robiła nieprzewidywalne rzeczy, miała coś w sobie, walczyła. W dodatku to, co Lythia poczuła... nie, chwila, ona przecież nie czuła. To nieokreślone coś w środku musiało być po prostu ciekawością. Szaleńczą ciekawością tej nowej sytuacji. I tej dziewczyny. I tego, co jeszcze można było z niej wydobyć, odpowiednio pociągając za sznurki.
Przestrzeń wokół załamała się kompletnie, zapadła do środka jak domek z kart. To był koniec snu, ale tylko na razie. Lythia wypuszczała Kessilę z rąk, ale dziewczyna mogła być pewna, że powróci.
Mogła być pewna, że teraz już nie zazna spokoju.
/zt |
| | | Kessila LuevanoPoszukujący
Wiek : 27 Profesja : Kawiarka, cukierniczka
Świadomość : 0 (7)
| Temat: Re: Biblioteka Pią Paź 04, 2019 3:51 pm | |
| Ona również nauczyła się dwóch rzeczy podczas tego snu. Po pierwsze: zło w niej kryje się bliżej powierzchni, niż podejrzewała. Po drugie: nawet we śnie nie jest bezpieczna. Wniosek z tego taki, że musi kontrolować się jeszcze bardziej, 24h na dobę. A najlepiej udowodnić sobie jeszcze, że przede wszystkim jest dobrym człowiekiem, co da jej siłę i odkupi winy.
Ciosy spadały jeden po drugim. We śnie były mocniejsze niż w rzeczywistości, a przynajmniej tak jej się wydawało, gdy potem zobaczyła efekt swojego braku kontroli. Ale gdy napinała mięśnie i wyprowadzała ciosy nie docierało do niej nic poza przyjemnym spełnieniem, rozładowaniem gromadzących się każdego dnia emocji. To był amok. Choć bała się widoku krwi, którą sama utoczyła, to widok kulącej się ofiary dał jej z jednej strony rozkoszne uczucie władzy nad swoim życiem, a z drugiej opętanie przez coś dzikiego i pierwotnego. Skrajność budziła skrajności. Chciała tego więcej i więcej... Do momentu, w którym nie zobaczyła twarzy matki. Jej but zatrzymał się w połowie drogi do celu. - M-mamo? Chciała rzucić się w jej ramiona, zetrzeć krew z jej twarzy... Skąd ona? Spojrzała na swoje ręce. Znieruchomiała, przypominając sobie, że to wszystko jej wina. Jej, jej, jej. To przez nią matka umarła. Cokolwiek wszyscy mówią... Jedyna osoba, którą była blisko odeszła, a ona na pożegnanie roztarła jej krew na twarzy. Przesada koszmaru była nieistotna. Dotykała największych cierpień dziewczyny i wizualizował je tak, że była w stanie uwierzyć już we wszystko. Kess zrobiła kilka kroków do tyłu, a potem opadła na ziemię. - Mamo, przepraszam... Przepraszam. "A więc taka jesteś naprawdę." - Nic o mnie nie wiesz, nic, nic... - mamrotała. Ale gdy z zakrwawionych dłoni spojrzenie znów przeniosła na najdroższą jej osobę, tej już nie bylo. Ostatnie co zobaczyła to przerażający uśmiech przechodzący w zdziwienie. I te ciemne, ciemne oczy.
Obudziła się klejąc do rękawa koszuli. Ramię, na którym położyła głowę było mokre, tak samo jak jej policzki. Kiedy podniosła głowę, dostrzegła, że chłopak, który wcześniej się z niej śmiał nadal tu jest i patrzy na nią poważnym wzrokiem. Był trochę niepokojący. Kess wyprostowała się i otarła policzki wierzchem dłoni. Starała się na nikogo nie zwracać uwagi, jakby dzięki temu sama była niewidzialna. Bała się, że wszyscy wiedzieli, co jej się śniło. Wyciągnęła telefon i spojrzała na godzinę. 9.42. Późno! Książki zostawiła na stole, zgarnęła tylko swoją torebkę i wybiegła z biblioteki. Zupełnie jakby w ten sposób opuszczała swoje koszmary... Na zewnątrz padał deszcz.
/zt |
| | | Sen | Temat: Re: Biblioteka Sob Paź 12, 2019 8:53 pm | |
|
Pora się obudzić!
KESSILA LUEVANO z pewnością nie mogła uznać tej drzemki za udaną. Obudziła się chyba jeszcze bardziej wyczerpana, niż wcześniej. I prawdopodobnie z jeszcze większym lękiem do węży. Esencja -10%
LYTHIA czuła efekty podtrzymywania tak wymagającego snu, ale mogła być z siebie dumna. Ten koszmar miał zostać w pamięci dziewczyny jeszcze na długo. Esencja -10%, Senny Pył +4
|
| | | Alec LeishmanRealista
Wiek : 25 Profesja : stażysta neurolog
-
| Temat: Re: Biblioteka Wto Gru 17, 2019 5:08 pm | |
| Dzień był długi i wyjątkowo nużący, ale przed powrotem do domu Alec obiecał sobie, że pojawi się w bibliotece, by przewertować dział specjalistyczny. Zjawił się tam biegnąc na załamanie karku, już pod wieczór, modląc się, aby biblioteka była jeszcze otwarta. Mieszkając w Oneiric zdążył zapamiętać niemal wszystko - tylko nie godziny otwarcia biblioteki. Ku jego wielkiej uciesze budynek był otwarty, więc z soczyście czerwonymi policzkami i rozwichrzoną czupryną, przekroczył drzwi przybytku, chaotycznie próbując wyplątać się z bordowego szalika. Zwinnym ruchem prześlizgnął się między ludzi lunatykującymi między półkami, rozsuniętymi krzesłami i bibliotekarkami szukającymi źródła hałasu, jakim był jego szeleszczący płaszcz, który zniknął zaraz za wielkimi regałami. Spieszył się przeokropnie, choć nie miał powodu, wyglądając niczym szalony naukowiec w dziale medycyny, chaotycznym wzrokiem wertując kolejne półki. Im dłużej jednak wodził palcem po grzbietach, tym bardziej ta nerwowość odchodziła w zapomnienie. W końcu zostawiając torbę z płaszczem gdzieś na ziemi obok, skrupulatnie przeglądał niemal każdą książkę, co jakiś czas jedną z nich z cichym oddaniem i satysfakcją odkładając na stos obok, jako wybrankę, którą zabierze tego dnia do domu. Przykucnął, by przewertować dolny rząd cennych ksiąg, wyjątkowo mało odwiedzanych na pierwszy rzut oka. Stare okładki i kurz zamieszały mu w głowie, ale on z uporem maniaka przeglądał je dalej. Nawet nie wiedział kiedy, zmęczony fizycznie i znużony tym zadaniem, oparł się czołem o regał. Książka, którą trzymał, wyślizgnęła mu się z dłoni i upadła na ziemię, otwierając się jakby zapraszała do lektury, ale to go wcale nie obudziło. Dopiero kichnięcie jednego z czytelników zadziałało jak pstryknięcie, by znów otworzył oczy. Odchylił się do tyłu, łapiąc się na przyśnięciu i upadł na tyłek, w zmieszaniu kręcąc głową. - Nie śpij - mruknął sam do siebie jakby chciał się za coś zganić i poklepał się po policzku. Zerknął na książkę, którą upuścił, trochę nieumyślnie odkładając ją na stos "wezmę do domu" i omal nie opadając policzkiem na ten stos. - Nie śpij - powtórzył, próbując wstać, ale znów opadł, opierając się plecami o regał. Podciągnął kolana pod czoło w ostatnim momencie, blokując się w małej, śpiącej kulce otoczonej książkami, gdzieś w kącie biblioteki. |
| | | LugusMarzenie Senne
Wiek : Kto wie? Profesja : Druid Twoich Marzeń
| Temat: Re: Biblioteka Wto Gru 17, 2019 5:36 pm | |
| Idealnie. Perfekcyjnie wręcz. Lugus z szerokim uśmiechem na ustach wyłapał tę jedną duszyczkę wkraczającą w sferę, gdzie między innymi jego myśli i wizje były prawem. Oczywiście, każdy byt mu podobny miał możliwość przekroczenia granicy tego konkretnego snu, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Samodzielna praca cieszyła go wystarczająco, a z kolei niespodziewane odwiedziny mogły dać okazję do podwójnej ilości żartów. Tak dobrze, tak jeszcze lepiej. Z początku eteryczna postać przesuwała się pomiędzy regałami w zupełnie losowych miejscach, jakby jeden zakręt prowadził do korytarza na przeciwnym krańcu pomieszczenia. Od każdej strony obserwował farciarza, któremu dane będzie zaznać miłosierdzia Lasu. Nawet przez moment siedział na szczycie regału, patrząc z góry na kulkę siedmiu nieszczęść, choć instruktor jogi zapewne nazwałby to "studenckim lotosem przed piętnastą poprawką". Przesunął dłonią po meblach, a z sekundy na sekundę całe otoczenie zaczęło się zmieniać. Ściany rozpływały się w powietrzu dając miejsce nieskończonej rzeszy drzew. Zielonkawo-złote światło przedzierało się przez grube warstwy liści kołyszących się leniwie, choć wiatru nikt by nie uświadczył. Niektóre pnie były szersze, opatrzone wieloma wgłębieniami czy wystającymi półkami, na których spoczywały dziesiątki ksiąg - cieniutkie przewodniki, wysokie albumy, opasłe tomiszcza naukowe, powieści i bajki o barwnych okładkach. Pomiędzy wystającymi z lekko wilgotnej ziemi korzeniami również walały się woluminy. Lugus przebrał się - jego powłóczysta, jasna szata plastycznie zmieniła się w strój przypominający odzienie śpiącego mężczyzny. Prosta, błękitna koszula pod kolor oczu, ciemnoszare spodnie uprasowane w kant, zarzucona na ramiona marynarka z tego samego materiału, a na nosie spoczęły proste okulary-połówki z łańcuszkiem złożonym ze srebrnych listków. Przykucnął przed śniącą kulką. - Tego szukasz? - zapytał figlarnie, szturchając delikwenta z książką, która znalazła się w dłoniach druidach tuż przed samą czynnością. Jego szczupłe palce już wiedziały, że jeden, malutki ruch wystarczy, aby okładka przedstawiała to, czego mężczyzna tak intensywnie poszukiwał. Umysł Lugusa zaś już naginał jego własną rzeczywistość, przez co mała gałązka szarpnęła Aleca za kołnierz, zaraz chowając się pomiędzy regałami leśnej biblioteki. Dookoła panowała cisza, ale daleko jej było do denerwującej pustki czy świdrującego poczucia braku dźwięków. Kto jak kto, ale Lugus znał się na kojącej naturze lasu - wiedział też, że na chwilę obecną wygłuszenie standardowych odgłosów otoczenia będzie mu na rękę. |
| | | DaturaKoszmar Senny
Wiek : Plejstocen. Motyw : Podróż
Senny Pył : 0 (4)
Esencja : 100%
-
| Temat: Re: Biblioteka Wto Gru 17, 2019 6:55 pm | |
| Wiedziała, przeczuwała, że to będzie trudne. Starała się ukrywać to przed innymi Koszmarami. Ale w końcu drżąc, pzeszła przez Bramę i w pierwszej żałosnej chwili, poczucie nieskończnej, nieograniczonej przestrzeni ścięło ją z nóg. Dopiero teraz pojęła, jak bardzo zmieniła ją kara Głosu. Cofnęła w czasie... udziecinniła. Musiała dostrajać się przez chwilę, czołgając się pod trzaskającą przesłoną niewidzialności w kierunku miasta, gdzie, wychwycona przez nią zza Zasłony, oddzielacej rzeczywiste i nierzeczywiste, znajdowała się bardzo interesująca osoba, do której uczucie mogłaby nazwać miłością, mówiąc o nim jak czterdziestoletnia bibliotekarka, a czując się z tym uczuciem jak mucha, która tęskni i miłuje bliskość dłoni człowieka na chwilę przed tym, kiedy ją dosięgnie. A tarcza słoneczna płynęła sobie po niebie. kiedy zastanawiała się, poprawiając sukienkę, czy to właściwie śmieszne, radosne, a czy też godne pożałowania, że nie wie właściwie, co czuje, że tu - nie jest, nie może być pewna niczego. Wstała, pstrykając palcem. Tenisówki, wsunęły się jak potulne jamniczki na jej bose stopy. Idąc na piechotę, obejrzała się za przejeżdżającą dziewczyną, chwilę dumając. Krótka sukienka w groszki zastąpiła tunikę z poprzedniej epoki, która zdarta z zimną furią, spoczęła w przydrożnym rowie, a Datura kontynuowała marszrutę, podziwiając otoczenie, karmiąc się doznaniami fizycznymi.
Gdy dotarła do budynku z książkami, On już zasnął, a jakieś czujne i szybkie Marzenie zdążyło pierwsze rozpuścić się w jego śnie, lecz nie było roztropnie ścigać się z żadnym z nich, które to pierwsze dobiegnie. Działanie koszmaru o imieniu Datura cechowała cierpliwość i spokój, tak to chyba można było nazwać... Kilka dłuższych chwil spędziła na przechadzaniu się między regałami, wymijając w ciasnych przejściach młodych mężczyzn i starsze kobiety, starając się nie zetknąć z żadnym z nich, raz po raz wyglądając zza narożnika w kierunku leżącego i śpiącego niewinnie celu, przysłuchując się, jak dźwięk wymówionych sylab jego imienia rozchodzi się w powietrzu, znikając wchłonięty przez stronice książek, gdy już zdecydowała podejść i schylić się nad nim, gładząc jego włosy.
-A-lec Leish-man. Mój A-lec... Ach! Przeklętam.
Odsłoniła zasłonę snu i otoczył ją las wzrosły wolą Marzenia, w ostatnim przedsennym wspomnieniu człowieka płynnie upuszczającym go w tym marazmicznym nieruchomym wyobrażeniu, przypuszczając, iż nikt jemu nie przeszkodzi... Postarała się wyczuć aspekt adwersarza, który nawiązywał właśnie kontakt z człowiekiem.
Przeciskając się między drzewami zamajaczyła fioletowo - czerwona łuna, docierając promieniami do obserwatora jak halsy statku, zwiastując kodę dnia. Ostoja spokoju, którą stworzono ku wytchnieniu Aleca, by nakarmić go spokojem umierającego ze starości zająca, wydawała się być położona nieopodal dzikiego cygańskiego taboru. Księgi leżące na półkach skrywały tajemnice, ale gdzieś między nimi kryła się jedna wyjątkowa, której imię Alec znał, właśnie dowiedział się, że ona tu jest, a imię to wyryte było na jej grzbiecie:
"Historia i przeznaczenie Ar. i Ch."
Księga, która miast nędznej wiedzy, na której przyswojenie traci się cenny czas, trwoniąc młodość i odrzucając jej pożądliwe prawa, kryła w sobie właśnie jedną rzecz godną młodzieńczej uwagi: wiedzę o uczuciach przeszłych i przyszłych, wydarzeniach, które go ominęły i ominą, jeśli ich nie dostrzeże, a spisano je jakąś niecną i potężną ręką, lecz Alec wiedział, na pewno wiedział, że wszak - rękopisy płoną.
Wąska struga przemknęła jak łania między wielkimi grabami, lecz biegła tędy odkąd pamiętały najstarsze z nich. Paprocie skryły pod sukniami martwe ciała jagód leśnych, mogących dać siłę działania, lecz szybciej i gwałtowniej, niż sterty zgrzybiałych kart, pokrytych pyłem pleśni. Jej wartki nurt niósł liście i opadłe lampiony, dziecięce papierowe łódeczki. Łuna na horyzoncie rozgorzała jeszcze bardziej, jak gdyby Romowie zbudowali wieżę Babel, którą podpalili na złość całemu światu. To musiało być wielkie święto... |
| | | Alec LeishmanRealista
Wiek : 25 Profesja : stażysta neurolog
-
| Temat: Re: Biblioteka Wto Gru 17, 2019 7:55 pm | |
| Obezwładniający sen, szybko kradnący go ze świata rzeczywistego w objęcia marzeń i koszmarów. Czuł się czasem, jakby żył w dwóch wymiarach naraz. Poruszał się w jednym tylko przez chwilę, by przeskoczyć do następnego, jak łącznik bez przerwy ciągnięty przez jedną ze stron. Ciągle dający się wykraść w odmęty snów, wpadający w nie tak elastycznie i pożądliwie, jakby to one rządziły jego czasem... a przecież rządziły. I w drugą stronę często brutalnie przywracany do rzeczywistości, którą mógł dotknąć, jak obiekt, o który spierają się dwie strony, chcące go mieć dla siebie na własność. Sapnął cicho, kołysany echem własnego imienia, aż w końcu leniwie uchylił powieki i oderwał od siebie sklejone znużeniem rzęsy. Cisza nie wydała mu się dziwna, a jedynie naturalna. Powoli i ze skrytym trudem dźwignął czoło z kolan, tępo wpatrując się w marszczenia na spodniach, jakby wszystko docierało do niego o wiele wolniej niż zwykło. Czuł się ciężko, lecz jedno szturchnięcie sprawiło, że poczuł się nagle lekki jak listek, pytająco, a może nawet ciekawsko wbijając spojrzenie w istotę, która przed nim wyrosła. Czego szukał? Powtórzył pytanie w myślach, ześlizgując się zielonymi oczami po srebrnych listkach aż na okładkę książki. Wzory na tomie przez moment drgały niespokojnie, figlując w mało konkretnych kształtach, lecz Alecowi zaczęły coś przypominać. Książka nie przybrała konkretnej formy, ale była dokładnie tą, której Alec tak bardzo pragnął. Ucieszył się w środku, czując, ba, będąc przekonanym, że w środku znajdzie odpowiedzi na jego problemy i pytania. Zadrżał jakby miał zaraz wystrzelić niczym mała fajerwerka i z uśmiechem wymalowanym na ustach wyciągnął dłonie po książkę. - Tak... skąd wiedziałeś? - wyszeptał z wdzięcznością i przesunął palcami po okładce. Chciał ją otworzyć, ale wtedy poczuł szarpnięcie za kołnierzyk. Odwrócił się w poszukiwaniu żartownisia, lecz zamiast winowajcy, dostrzegł wyżłobione w drzewach regały. Leśna biblioteka wyrosła przed jego oczami, kusząc i czarując zachwycone oczy Aleca. Podniósł się z ziemi, tuląc do piersi księgę niczym własne dziecko i największy skarb, dłonią śledząc każde zawijasy wyryte w drewnie i każdą baśń, która wyrosła przed jego oczami. Najmniejszy listek zdawał się malować na jego twarzy zadowolenie, ciągnąc do siebie tak ciekawskiego człowieka. Jedna rzecz zmąciła obraz, łuna między drzewami wydała mu się nie na miejscu. Kładła karykaturalne światło na kolorowe tomy i powyginane pniaki, swoją intensywnością zmiatając ciszę, która go uspokajała, ale mimo to... wciąż przezwyciężała ciekawość. Zaczął błądzić palcem po grzbietach, uparcie przyciskając do siebie skarb, który otrzymał, aż w końcu... przystanął. Nie wiedział dlaczego, po prostu czuł, że tytuł, który wyrósł pod opuszkami jego palców był czymś, co musiał zobaczyć. Wysunął księgę, balansując ją na półce, by przyjrzeć się okładce i z początku w głębokim zamyśleniu zmrużył oczy. Dreszcz przebiegł mu po plecach jak psotny chochlik, kiedy zdał sobie sprawę do kogo należały zaczątki imion. Pragnął rzucić się na księgę z żalem i zjadającą go od środka zachłannością, ale jednocześnie trzymał na niej palec, jakby była czymś zakazanym i obrzydliwym. Poczuł zaciśnięte gardło, mając wrażenie jakby coś zakradało się zza jego pleców, kiedy szybkim ruchem odsunął dłoń, sprawiając, że książka upadła na ziemię. Spojrzał na łunę, która rosła, a wraz z nią, rósł też niezrozumiany niepokój. |
| | | LugusMarzenie Senne
Wiek : Kto wie? Profesja : Druid Twoich Marzeń
| Temat: Re: Biblioteka Sro Gru 18, 2019 1:54 am | |
| Skłamałby mówiąc, że nie zna osoby przed nim. Śniący młodzieniec już nie raz gościł w domenie Lugusa i ten doskonale pamięta bywalców, którzy zostawiali po sobie wyjątkowo ciepłe uczucia. Wędrowały między jego drzewami niczym świetliki, przypominające o ludziach odnajdujących ukojenie pośród dumnie piętrzących się konarów i szelestu liści. Byli pod tym kątem podobni do druida snów, dlatego też lubił ich kolekcjonować niczym pamiątki z podróży. Dzięki temu mógł wrócić do swoich ulubieńców, dostarczyć im kolejne porcje ukojenia, rozrywki, czasem nawet siląc się na kontynuacje starej wizji, która wyjątkowo zapadła w pamięć odwiedzającemu. Jednym z takich świetlików był właśnie Alec i choć nie wracał do niego przy każdej okazji to przychodziły dni i wieczory jak ten, gdy zmieniał się w kreatora, stwórcę najwyższego na potrzeby niespokojnych duchów. Kiedy nadchodził ten dzień w kalendarzu lubił nazywać siebie Bytem Absolutnie Nadrzędnym Aczkolwiek Nieprzewidywalnym. W skrócie - B.A.N.A.N. Dumnie, prawda? Obdarzył Aleca całkiem sympatycznym uśmiechem, a w oczach zatańczyły mu ciepłe iskierki, przywodzące na myśl niesforne dziecko, które właśnie zostało puszczone samopas w sklepie budowlanym. - Znamy się zbyt dobrze, nie pamiętasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, poprawiając lekko zsuwające się okulary palcem wskazującym i środkowym. Można powiedzieć, że Sny wszelkiej maści dysponowały czymś, co śmiertelnicy nazwaliby magią. Skoro istniała magia to funkcjonowały też czary. Kiedy Lugus chciał w umyśle śniącej jednostki zaszczepić przekonanie, że słowa Lasu są prawdą i delikwent od zawsze o tej prawdzie objawionej wiedział - poprawiał okulary. Oczywiście, musiał najpierw je sobie stworzyć, gdyż sam dodatek był fanaberią, aczkolwiek korzystał z tego, kiedy miał odpowiedni nastrój, a otoczenie pasowało do stylizacji inteligenta. Uniósł głowę, po czym wyprostował się cały. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku łuny wyzierającej spomiędzy drzew niczym zaraza lub tabun ciekawskich zjaw próbujących wprosić się na przyjęcie. To drugie porównanie nie było zbyt dalekie od prawdy, w końcu Marzenie zawsze pozna aurę Koszmaru, i na odwrót. Nie zapraszał tego dnia nikogo na swoje pidżama-bookworms-party, ale nie byłby sobą, gdyby nie widział w tym okazji do rozerwania się. Czasem lubił bawić się z marami sennymi, drażnić je i obracać nieprzyjemne wizje na swoją korzyść. Czasem wychodziło, czasem nie, aczkolwiek Las nigdy się tym nie przejmował. Wręcz przeciwnie, porażki na tym polu dodatkowo rozbudzały jego apetyt, a charakter chochlika dostawał dodatkowy ładunek energii. Westchnął z pół-uśmiechem, tak jak wzdycha się na brzdąca, który po raz kolejny ma problem z nabiciem pieroga na widelec, mimo że niania Frania tłumaczyła setki razy, że ma wyobrażać sobie, że jest Vladem Palownikiem. Czego tu nie rozumieć? A jednak, pociecha uparcie przegrywała bój z jedzeniem, a Koszmar z kopa pociągnął drzwi do enklawy spokoju krzycząc "boom, skarbie". Druid podszedł bliżej Aleca i krótkie spojrzenie wystarczyło, aby zauważył, co też próbują mu to zepsuć. Szybko postanowiono przejść do sedna. Niech będzie. - O, jak to dobrze, że to znalazłeś. - rzucił, a z tej jakże nieprzyjemnej książki wychynął liścik - mała, zgięta na pół karteczka, a w jej wnętrzu krótka notatka. Jesteśmy z ciebie dumni. Trzymaj się na tym stażu, kibicujemy ci mocno! Arvel i Charlotte
P.S. Wyślij zdjęcia Szkota z dudami, Charlotte mówi, że stoją na każdym rogu. Lugus położył Alecowi dłoń na ramieniu, a sam chwyt druida był jednocześnie łagodny i stanowczy, ściągający mężczyznę na ziemię, ale i wspierający. Z tego słynął - ze sprzeczności, które łączyły w sobie to, co najpotrzebniejsze na daną chwilę. Grunt to nie zgubić się w tym wariactwie. Teraz też widać było różnicę między nimi. Nie ważne co się działo, w snach druid był wyższy od wszystkich, choćby miało to zakrawać o absurd. Takie zboczenie. Po raptem dwóch sekundach zarzucił Leishmanowi ramię na kark, jakby zaraz mieli wybrać się do pubu na kilka kufli piwa i popsioczyć na jakąś drużynę sportową, której nie lubią w tych okolicach. Całe szczęście, marynarka była wymysłem umysłu Snu, więc nie spadała z ramion, choćby zerwał się wicher godny niejednej produkcji o końcu świata. - Fajne, nie? Te kolorki między drzewami. Nowy wystrój. Babeczka z działu dekoracji, czy jakoś tak, stwierdziła, że "wędzony oddech śliwki na aksamitnej łące kurzu" doda charakteru temu miejscu. Nie byłem przekonany, ale znasz starą poczciwą Susan z administracji. Musi zobaczyć, że coś nie działa, żeby stwierdziła, że nie działa. Ponownie poprawił okulary, a iluzja robiła swoje. Był pewien, że Alec dałby sobie rękę uciąć, że pamięta jak Susan częstowała go ciasteczkami w biurze, udając, że jej przerwa wcale nie zaczęła się dwie godziny temu. - Jak dla mnie totalnie nietrafiony pomysł. Zeszły sezon, totalnie. A co tam u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy. Znów ruch dłonią, a srebrne oprawki przesunęły się minimalnie na nosie druida. Wiedział, że Alecowi brakuje przyjaciół, okazji do wygadania się jak swój swojemu. Cóż za problem w Marzeniach sennych dać mu to, czego pragnął? Nie wyglądał, ale ten białowłosy wariat lubił słuchać i pomagać wbrew pozorom. Wciąż był Lasem - spokojnym, otwartym na każdego, kto zechce powierzyć mu swe sekrety. Obojętnie czy będzie to źle zaśpiewana piosenka, nietrafione wyznanie miłości, zużyty kondom czy zwłoki. Taki dobry ziomek z niego. |
| | | DaturaKoszmar Senny
Wiek : Plejstocen. Motyw : Podróż
Senny Pył : 0 (4)
Esencja : 100%
-
| Temat: Re: Biblioteka Sro Gru 18, 2019 8:00 pm | |
| Datura obserwowała ich z ukrycia, marszcząc nos. Na grzbiecie książki wyrżnęło się nazwisko autora. Zatem niech stanie się pub i niech będzie irlandzki. Niech przypomina zajazdy przycupnięte u nielicznych już irlandzkich borów na prowincji, które wyludniły się w dziewiętnastym wieku za sprawą wielkiego głodu. Dęby rozsunęły się i z oddali zaczął wyłaniać się domowy zajazd o kamiennych, omszałych fundamentach, połączony krużkagnkiem z dobuduwką, gdzie łopaty koła młyńskiego chwyciły wcześniej zagubioną w dąbrowach rzeczułkę. Dobiegł ich gwar i głośna, radosna muzyka i wyczuć mogli z daleka zapach palonego drewna. Na horyzoncie zaczęło się zmierzkać, a chmury ciągnące od rozpalonej łuny upodobniły się do posępnych, alaskańskich masywów górskich. Alec może zdążyłby spotkać Cygańskiego Króla, z którym łączyła go niekreślona więź rodzinna, a który świętował hucznie ukończenie powieści. Świeżo oprawiony nakład chwycą niebawem puchacze, płomykówki i krogulce, rozlatując się w cztery strony świata. Czy nie chciałby się dowiedzieć, o czym ona jest? Miał wprawdzie przed chwilą egzemplarz w dłoni, ale ten właśnie zaczął się kruszyć, jakby już nie wierzył w swoją aktualność i nieomylność. A Cygański Król wieczerzał dziś wśród gadźów. |
| | | Alec LeishmanRealista
Wiek : 25 Profesja : stażysta neurolog
-
| Temat: Re: Biblioteka Sro Gru 18, 2019 11:36 pm | |
| Ponownie przyjrzał się twarzy druida, a na jego twarzy powoli wykwitała realizacja z własnej głupoty. Otworzył szerzej oczy, zupełnie tak, jakby natknął się na przyjaciela, którego nie widział od setek lat. No tak, tak... pamięta go, doskonale go pamięta. Jak mógł go zapomnieć, och, Alec, jak mogłeś zapomnieć? - Racja, wybacz. Miałem dzisiaj zabiegany dzień... rzeczy tak łatwo wypadają z głowy - wywinął dłonią, plącząc ją zaraz w gęstwinie brązowych loków, by zaplątać je sobie na palcu. Nie miał w zwyczaju zapominać, błądzić gdzieś w myślach tak lekko i beztrosko, gubiąc w nich tak ważne informacje jak poznanie kogoś. Twarz druida wyrysowała się w jego pamięci i mógłby przysiąc, że kiedyś go rysował. Bezwiednie gdzieś na marginesie notatek, czy też pod obszernym opisem snu. Jasne włosy, tak, ach te okulary... zawsze je miał? Nie był w stanie przywrócić tego wspomnienia i raczej nie będzie już próbował, gdy głos mężczyzny nagle przebił się przez łunę i szelest książki, która runęła na ziemię. Odsunął się od niej w pół kroku, obserwując ją jak jakieś dzikie zwierzę, które jest w stanie skoczyć na niego w każdym momencie. Nastawiony na jakiś akt agresji, z napięciem wpatrywał się w karteczkę, którą wziął do drżącej dłoni. Wstrzymał na moment powietrze w płucach, kiedy słowa prześlizgiwały się przed jego oczami. Byli z niego dumni i to właśnie zapaliło w nim płomyczek małej radości i nostalgii. - Hmm... kochałem ich. Oboje - szepnął, czując dłoń druida na ramieniu. Zgiął karteczkę w pół i wsunął ją między stronice swojej książki. Tam będzie bezpieczna. Zatonąłby we wspomnieniach, gdyby nie to ramię zarzucone na kark. Ocucony tym gestem, zamrugał jakby ktoś go wybudził z drzemki i ponownie spojrzał na łunę przedzierającą się przez liście. Tym razem jednak przechylił badawczo łepetynę, wsłuchując się w słowa bibliotekarza. Kiwał powoli głową, wlepiając maślane spojrzenie przed siebie niczym dziecko w pokaz fajerwerków. Dziwna dekoracja... tak, zdecydowanie dziwna. Ach ta Susan. - Zdaje mi się, że mówiłem jej ostatnio o tym kolorze... a może to była ona. Tak czy siak można było się tego po niej spodziewać. - Wzruszył ramionami, pozwalając sobie cicho zachichotać z administratorki i znów obdarzył druida tym samym, maślanym spojrzeniem. - U mnie? - dopytał, zaciskając mocniej dłonie na książce. - Emm... dowiedziałem się, że Nicholson wybrał mnie na zastępcę Luke'a. Dostanę lepszą pozycję, więcej pieniędzy, będę bliżej badań. Z jednej strony się cieszę, bo to jak awans, a kto jak nie mi się należy, ale z drugiej... zastanawia mnie gdzie jest Luke. - Zmarszczył brwi, czując jak coś w jego głowie zaczyna ze sobą walczyć, ale szybko pokręcił głową. - No i kupiłem kaktusa. Strasznie dużo sypiam, bo się przemęczam w pracy i kupiłem sobie kaktusa, założyłem mu wąsy i oczy, powiedziałem, że będzie ze mną spędzał święta. Jest mały i nie ma jeszcze imienia, nie wiem jak mu dać na imię, myślałem, że coś mi wpadnie jak będę w bibliotece i... - Przystanął nagle i gwałtownie, powoli spoglądając przez ramię do tyłu. - Czy ja nie byłem w... gdzie my... - zająknął się, lecz nie dokończył, słysząc wesoły gwar rosnący tuż przed nim. Rozkojarzony i przyciągnięty tym hałasem i muzyką, niczym muszka ciągnąca do światła, objął wzrokiem pub. Wydał się nagle niezwykle czymś podekscytowany. - No tak, Cygański Król skończył powieść! Chodźmy zobaczyć! - Złapał druida za dłoń i pociągnął go w stronę budynku, chłonąc liczne barwy, kształty i dźwięki. Ach, jak kolorowo! |
| | | LugusMarzenie Senne
Wiek : Kto wie? Profesja : Druid Twoich Marzeń
| Temat: Re: Biblioteka Czw Gru 19, 2019 2:02 am | |
| Wyczuł konsternację sączącą się z Koszmaru, zupełnie jak lekka woń zleżałych owoców. Chwila dłużej i zaczęłyby się zlatywać muszki ze wszystkich krańców lasu, chichocząc z zaistniałej sytuacji. O tak, lubiły się nabijać z każdego, nawet z Lugusa, wiedząc, że nie zrobi im krzywdy. Małe złośliwce. Chyba jednak Susan powinna kupić coś na owady. Jakiś środek - chociaż początek też mógłby być. Bez skrępowania, wręcz z przyjacielską bezczelnością świdrował Aleca spojrzeniem chcąc, by mężczyzna od początku do końca był pewien ich jakże długiej znajomości. Fakt faktem, znali się odkąd tylko ten upodobał sobie krajobraz leśny, a Lugus odkrył jego niespokojną duszyczkę w jednym ze świetlików. Można powiedzieć, że druid ani razu go nie okłamał, czasem jedynie manipulował użytymi słowami. W końcu co to za zabawa gdy odsłaniasz karty przed wdzięcznym jegomościem uzależnionym od hazardu? Cóż, patrząc w ten sposób Marzenie wykorzystywało człowieka do tkania snów o swej tematyce, od czasu do czasu fundując mu tak przyjemne wizje, że ten nie mógł się doczekać kolejnego spotkania - mimo że ich nie pamiętał, bo druid sprawnie starał się zostawiać swoje ślady głównie w podświadomości śniących. Nie zdzierżyłby zabierania czasu antenowego swym ukochanym drzewom. Cierpliwie, z sympatycznym uśmiechem chłonął każde słowo Aleca, odpowiednio reagując, szczególnie na uwagę o kaktusie. To mu się podobało, przyjaźń z rośliną. That's my boy! - chciałoby się krzyknąć. Nawet go lubił, tego Leishmana. Nie wiedział jeszcze czym jest lubienie kogoś, ale może kiedyś, gdy dane mu się będzie rozwinąć w sferze emocjonalnej cofnie się do tego dnia i stwierdzi, że tak, faktycznie, darzył tego szczyla sympatią. Niczym przychylne bóstwo swego wiernego wyznawcę. - Jeśli dorzucisz mu kapelusz mógłby dostać tytuł szlachecki, byłby najdostojniejszym kaktusem. - dodał w rozbawieniu, jednocześnie rozszerzając lekko oczy jakby ten pomysł ekscytował go bardziej niż samego śniącego. Coś w tym mogło być - kaktus z wąsami i kapeluszem? Gdyby Lugus miał normalne mieszkanie pewnie podkradłby pomysł i założył przytułek dla dymnych wąsaczy ogrodowych. Otoczenie zmieniło się, płynnie przechodząc ze spokojnej leśnej biblioteki w formę głośnego pubu z o wiele mniejsza przestrzenią. Ukochany Las zniknął, jedynie kilka znajomych liści pląsających po ziemi zdradzało, że druid podjął wcześniej ingerencję w otoczenie. Mimo to nie miał tego za złe Koszmarkowi, wręcz przeciwnie. Podobał mu się ten pomysł, prawie, przez ułamek sekundy sam poczuł się jak pełen zapału obiekt ich gier. Zaraz jednak wrócił do siebie i to spodobało mu się jeszcze bardziej - w końcu to gra! Dał się zaciągnął Alecowi do epicentrum tego dzikiego świata cygańskiej zabawy, mistycznych pieśni i kolorów, których nie powstydziłby się kalejdoskop. Złapał go mocniej za dłoń, aby ten szczeniaczek nie zerwał się z leśnej smyczy i zaszarżował w objęcia Koszmaru jak nieświadoma lisica kładąca łapę w sidła. Otoczył ich tłum, ale za sprawą druida płynnie ominęli każdego, znajdując się w końcu przy barze, gdzie Lugus oparł się ramieniem o blat, który znajdował się na wysokości jego serca - gdyby takowe posiadał. Zagwizdał, po czym krótkim dmuchnięciem odrzucił niesforne pasmo białych włosów na bok. - Przez chwilę już myślałem, że tak się skupiłeś na dystyngowanym kaktusie, że nie zauważyłeś kiedy opuściliśmy bibliotekę - chociaż chyba faktycznie tak było. - zaśmiał się i poprawił okulary, spoglądając na mężczyznę tuż ponad półokrągłymi szkłami. - Co pijesz? To, co zwykle? Pewnie tak, jak znam ciebie. Dwa razy to samo tym razem. - dodał, machnąwszy jedynie dłonią w powietrzu. Trunki znalazły się w ich dłoniach, jednakże Alec będzie stuprocentowo pewien, że zostały przyniesione. Nie do końca wiedział co zwykle pijał młody Leishman, ale miał na takie sytuacje idealną sztuczkę. Wystarczyło na chwilę oddać drobną cząstkę kontroli osobie śniącej, a jej własny umysł zagra w drużynie Lugusa i uwiarygodni naturalny przebieg spotkania, konwersację. Taka prosta sztuczka, a jaka pożyteczna. Nie działała niestety na osoba zbyt świadome istnienia Snów, wtedy zaczynali łapać się każdej okazji do zdemaskowania wstrętnych bytów spoza świata jawy. - Wiec mówisz, że Luke gdzieś zaginął? - zapytał w końcu po upiciu jednego łyka wyimaginowanego napoju, który dla niego nie miał nawet smaku, bo i po co? - Wiesz, nie zdradzałeś nigdy szczegółów, a ja nie drążyłem - w końcu wiesz jak jest, dobry ziomek Lugus zawsze taktowny. Aczkolwiek nie wiem jak bardzo porąbaną macie tam robotę. Może to była bardziej desperacka potrzeba urlopu? Marzenie dopilnowało, aby obiekt jego zabaw po sekundzie już nie pamiętało imienia Lasu. Nie miał z tym żadnego problemu, to już akurat faktycznie była gierka, mały żarcik. Przeczesał palcami swoje śnieżne włosy, po czym zaczął krążyć opuszkiem palca po krawędzi szklanki. Następnie uśmiechnął się rozbrajająco i odstawił naczynie na blat, pozwalając sobie na przyjacielskie klepnięcie mężczyzny po łopatkach. - Albo po prostu zaginął, bo coś się wydarzyło. Paskudna myśl, co? Ale tak się dzieje, działo i będzie dziać, dobrze o tym wiesz. Póki nie masz z tym nic wspólnego i nie trzymasz go jako opiekunki dla pana Kaktusa to nie ma co sobie tym zaprzątać głowy. Z drugiej strony - może zadania na tym stanowisku komuś psują? Jak mówiłem, nie wiem co tam robicie. Po prostu uważaj na siebie, nie raz jeszcze muszę cię wyciągnąć na chlanie, a będzie ciężko jak zmienisz adres i nie powiesz gdzie. Zaśmiał się ponownie, patrząc na Aleca z góry, jednakże bez cienia zbędnej wyniosłości. Owszem, jak na Marzenie mówił mu dosyć stresujące rzeczy i zdawał sobie z tego sprawę - tak samo był świadomy, że oto osoba przed nim pragnie przede wszystkim przyjaciela. Druid bawił się wspomnieniami z umysłów innych ludzi oraz puzzlami własnego charakteru, starając się dać właśnie to, czego dusza pragnie. Nie był zwolennikiem zagłaskania na śmierć czy też otulenia biedaka puchowym kocykiem naiwnych wizji rodem z cukierkowych snów o jednorożcach i tęczowej wacie cukrowej. Ugh, do dzisiaj mdli go po odwiedzinach w tamtej domenie. Nigdy więcej różowych zjeżdżalni. |
| | | DaturaKoszmar Senny
Wiek : Plejstocen. Motyw : Podróż
Senny Pył : 0 (4)
Esencja : 100%
-
| Temat: Re: Biblioteka Czw Gru 19, 2019 1:02 pm | |
| - Luke, Susan, wszyscy oni są na ceremonii. Czy mogę się przysiąść? Przy ladzie usiadł mężczyzna w starej marynarce z brązowego sztruksu, z niebieskimi łatami na łokciach. Miał siwo - rude włosy, a jego twarz była poryta bruzdami zmarszczek. Usiadł na rzeźbionym wiśniowym hokerze, kazał naleć sobie imperialnego stouta. Wyciągnął z płaszcza księgę podobną do tamtej, którą wcześniej miał w rękach Alec. Uniosła się w powietrzu, szeleszcząc kartkami.
- Tak, to Ty, i to dziś. Zostało zapisane, ale nic nie jest na zawsze. Zawsze możesz to zmienić. Dziś Arvel i Charlotte biorą ślub. Wyjadą i nigdy ich nie odnajdziesz. To twoja ostatnia szansa, by być szczerym ze sobą, lub zostać mną, piszącym marzenia innych ludzi, niemym świadkiem czyjegoś szczęścia. Zostało niewiele czasu, zbliża się północ. Ale może wolisz pić ze mną piwo. Twój towarzysz wydaje się dobrym kompanem na dziś, sam bym potrzebował przyjaciela w takiej chwili, by mnie natchnął, jednak jestem sam na świecie.To bardzo dobry rosyjski porter. Wyczuwam smak wędzonych śliwek, a i w butelkę można zagrać później. Dobry czas!
Upił łyk ciemnego płynu, ściągając palcem nadmiar gęstej piany, poprawił brodę i zaśmiał się szaleńczo. |
| | | Alec LeishmanRealista
Wiek : 25 Profesja : stażysta neurolog
-
| Temat: Re: Biblioteka Czw Gru 19, 2019 11:43 pm | |
| Alec z nieukrywaną satysfakcją zaglądnął do szklanki whisky i zakręcił lodem, chowając gdzieś zaskoczenie, że właśnie ten trunek pojawił się na blacie. Przecież jego przyjaciel dobrze go znał, nie mogło pojawić się tutaj nic innego, prawda? Z szerokim uśmiechem upił od razu łyka, chłonąc cały gwar dudniącego energią pubu. Choć nie raz bywał w klubach i barach, to wciąż było to jednak coś... skrajnie nowego. Zamachał raz nogami, mimo tej ekscytacji wciąż gdzieś myśląc o tym felernym kaktusie bez imienia. Oczywiście do czasu, aż temat znów nie zboczył w tematy zaginięcia Luke'a. Leishman kliknął językiem z pewną dozą sceptyzmu, hm, złe słowo - dystansu, tak to jest lepsze. - Ach, niby mówię "Luke Luke", ale tak naprawdę nie znałem go za dobrze. - Wzruszył ramionami, znów spoglądając na szklankę. - Właściwie prawie wcale. Znałem go od tej strony... naukowej, profesjonalnej. - Znów się skrzywił, jakby przywołał jakieś niemiłe wspomnienie, albo dwa. - Ale był bez wątpienia mądry, zasługiwał, by tu być. Niby za nim nie przepadałem, ale szkoda człowieka, który znika bez śladu, kiedy nie wiadomo co się z nim dzieje. - Uciął nagle, wpatrując się badawczo w druida, jakby usilnie nad czymś myślał, po czym nagle się rozjaśnił, stukając szklanką o blat. - Pan Kaktus brzmi dostojnie. Może nie jest to najoryginalniejszy pomysł, ale ja nigdy się nie nadawałem do nadawania imion. Pasuje szlachcicowi - oświadczył wielce i podniośle, w geście toastu za nazwanie kaktusa Panem Kaktusem, wielkiego sir Kaktusa i wszystkich kaktusich magistrów, upił głębokiego łyka whisky. Skinął zadowolony głową, jakby to była najlepsza rzecz, jaką tego dnia zrobił i dumny z siebie jak paw, spojrzał wyniośle na resztę pubu. Spotkał się wtedy ze spojrzeniem siwo-rudego mężczyzny, który wprowadził lekki zamęt w poukładanej już powoli głowie Aleca.
Brunet wyglądał trochę tak, jakby zamarzł w czasie. Tępo wpatrywał się w księgę, powoli mieląc słowa starca, co wyglądało trochę tak, jakby informacje z trudem przechodziły mu przez głowę. W końcu zmarszczył powoli czoło, uważnie i badawczo, ostrożnie wyciągając dłonie w stronę latającej książki. Przysunął ją do siebie, przez moment wyglądając jakby chciał do niej wskoczyć, albo w niej zatonąć i zniknąć, ale on... ją zamknął. Szybkim, konkretnym ruchem, zatrzasnął ją sobie przed nosem, jakby sam sobie odcinał pewne sznurki, które ciągnęły go w dół. - Teraz szukam swojego szczęścia - oświadczył cicho, co wśród gwaru biesiadników brzmiało niemal na szept. Odwrócił książkę tak, by przyjrzeć się jej okładce. - I wiem, że ono nie przychodzi od mącenia szczęść innych. - Spojrzał na mężczyznę, ostrożnie oddając mu tom z czymś, co przypominało słaby uśmiech. - Chciałbym tam być, ale jeśli nie chcieli mnie na ślubie, to znaczy, że tak miało być. - Drgnął, jakby nagle ożywiony i spojrzał na książkę, którą miał na kolanach. Tą, którą dostał na samym początku od bibliotekarza, i którą bez przerwy przytulał do piersi... i w którą wsunął liścik od Charlotte i Arvela. Pogłaskał opuszkami palców brzeg jej okładki, jakby obchodził się co najmniej z dzieckiem. A okładka wciąż nie przybrała konkretnej formy, jakby była enigmą dla samego nawet Aleca. - Tu jest moje szczęście. Wiem, że jest kluczem do tego, żeby naprawiło się wszystko inne, więc od niego zaczynam. - Uśmiechnął się zadowolony i rozluźnił ramiona, wprowadzając tym samy nieco weselszy klimat. Chwycił też szklankę i znów podzwonił lodem. - No a my możemy się napić. Jest tu wesoło jak na karnawale. Ominęliśmy sylwestra? Jaki jest dzień? - Zmarszczył czoło i zapił to myślenie trunkiem. |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Biblioteka | |
| |
| | | | Biblioteka | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |